wtorek, 14 kwietnia 2015

''Gwiazd naszych wina''-ekranizacja


''Gwiazd naszych wina''


Książka bardzo mi się podobała(recenzja) i ze zniecierpliwieniem czekałam na okazję do oglądnięcia filmu. Słuchając rożnych opinii byłam ciekawa czy firm podbije moje serca i sprawi, że się popłacze(czego książce się nie udało).

Czy jest ktoś kto nie wie o czym opowiada ta historia? Możliwe, że nie, ale na wszelki wypadek przypomnę:
Hazel ma raka tarczycy z przerzutami do płuc. Rodzice podejrzewają u niej depresje więc wysyłają ją na grupę wsparcia. Tam poznaje Augustusa...

Początek historii był interesujący. Zawiązanie akcji i wprowadzenie w nią czytelnika było wykonane z pomysłem tak, że ktoś kto książki nie czytał  nie czuje się zagubiony.



Ale na tym dobre strony tego filmu się kończą. Brakowało tego klimatu, który dawała książka...tego ''czegoś'' bez którego film stał się tylko zwykła historią o miłości między dwoma, chorymi nastolatkami. A co z kolei stanowiło słabą podróbkę ''Szkoły uczuć''. Serio, słyszała od znajomych, którzy książki nie czytali takie porównania i się z nimi zgadzam.
Film też mnie nie wzruszył. Te wszystkie zabiegi reżysera mające wywołać u mnie morze łez nie podziałały. Jedyny moment kiedy zaszkliły mi się oczy to scena w domu Franków i to nie ze względu na bohaterów ale ofiary wojny.
Aktorzy starali się jak mogli. Ale z tych starań nic nie wynikło. Byli sztuczni a w dodatku zupełnie nie pasowali do swoich ról. Zachowywali się trochę jak gimnazjaliści na szkolnym przedstawieniu, którzy albo nie wiedza co tam robią, albo nie chcą tam być.
Znaczących różnic z książką nie dostrzegłam, szkoda tylko, że nie pokazali tej koleżanki Hazel, bo przez to bohaterka wyglądała jakby nie miała kontaktu ze światem i miała lekką depresje. 
Co do scen, których zabrakło w filmie, to żałuje jedynie dlatego, że niektóre chciałabym zobaczyć. 
Jak to zwykle bywa przy nudnych filmach/książkach mój mózg zaczął się nudzić i zwracać moja uwagę na zbędne rzeczy. Podczas oglądania ''Gwiazd naszych winy'' zaczęłam się zastanawiać dlaczego ludzie w filmach klaskają, gdy główni bohaterowie się całują w miejscach publicznych. Kompletnie nieżyciowe. Kiedy widzę całującą się parę po prostu ich mijam. Założę się, że gdybym zaczęła klaskać wzięliby mnie za nienormalną. jakieś teorie?
Nawet muzyka nie ratuje tego filmu. Pasowała to tego filmu, ale była taka zwyczajna, ot dobra do usłyszenia przy tej czy tamtej scenie. Ale bez rewelacji.


Podsumowując, ekranizacja ''Gwiazd naszych winy'' nie należy do najlepszych. 
dla osób, które z książką się nie zapoznały może stanowić kolejne romansidło w dodatku z chorymi nastolatkami. Natomiast reszta może się rozczarować. Polecam jednak samemu wyrobić sobie zdanie na temat filmu. Oczywiście kto ma ochotę. reszta nie traci wiele. 

Pozdrawiam,
DoXxil

PS. Wiem, wiem...waszych blogów jeszcze nie odwiedziłam, ale dajcie mi czas do końca tygodnia. 

14 komentarzy:

  1. Mam w planach ekranizację GNW, ale to dopiero po zapoznaniu się z książką.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja wolę książkę. :) Masz rację, książka ma ten specyficzny klimat, czego filmowi zabrakło... Właściwie to obejrzałabym sobie jeszcze raz tę ekranizację, bo przy ostatnim razie bardzo rozpraszał mnie tata (którego swoją drogą zaciekawił ten film :D).

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Filmu jeszcze nie oglądałam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam podobne zdanie na temat filmu. Twoje rozważania na temat klaskania boskie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieźle, mi film się spodobał, bez szału, ale był intrygujący. Odbiegałam od książki znacznie, powieść pokochałam. A do tego te ryczące nastolatki w kinie(niektóre też smarkały, masakra!)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Niestety, ale ja nie lubię ekranizacji, więc chyba nie dam się namówić :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie lubię romansów, ale Twoją recenzję przeczytałam z przyjemnością.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak dla mnie książka cudowna i nieporównywalnie lepsza od ekranizacji.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oglądałam ekranizację ;)
    Książki niestety nie czytałam :(

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja ani nie czytałam, ani nie oglądałam, ani nie miałam pojęcia, jakiej historii się spodziewać. Mam w sobie dziwny mechanizm, który wypiera czytanie książek mających swoje pięć minut. Sięgam po nie zazwyczaj wtedy, gdy osiądzie na nich kurz. Zdecydowanie nie jest to mój gatunek ani literacki, ani filmowy, jednak kto wie...może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeszcze nie czytałam książki, więc z obejrzeniem filmu z pewnością jeszcze poczekam.

    OdpowiedzUsuń