środa, 18 lutego 2015

Chwila prawdy...

...czyli jak (nie)poradził sobie ''Eragon'' na dużym ekranie

Witam :)
Ferie nadal trwają więc jest więcej czasu na czytanie...ale chęci mało. Dziś jednak nie o tym, ale o pewnej ekranizacji  adaptacji  pewnym filmie.


Eragon


Tak dla przypomnienia:

Siedemnastoletni Eragon znajduje tajemnicze jajo, z którego wykluwa się smok. Chłopak staje się jego smoczym jeźdźcem.

Tak samo jak w przypadku książki, nie było to moje pierwsze z nim spotkanie, lecz chęć przypomnienia sobie tej pozycji. Jakie były moje wrażenia? I czy coś się zmieniło po kilku latach od mojego pierwszego spotkania z filmowym ''Eragonem''?

Film zaczyna się całkiem dobrze. Mamy tu zarysowanie akcji, krótkie przedstawienie świata i akcja z prologu książki. Wszystko to było dobrze wykonane i przemyślane.
Niestety dalej nie jest tak dobrze. Choćby postacie. Brom jest wręcz wyciągnięty z moich wyobrażeń. Jest taki jakiego go sobie wyobrażałam i jakim Brom powinien być. Zresztą Jeremy Irons spisał się znakomicie i widać, ze dobrze się czuł w tej roli. Bardzo dobrze, że Ian McKellen był akurat zajęty ''Ostatnim bastionem'' i nie przyjął tej roli(choć nie mam do jego gry nic, jednak tu by mi jakoś nie pasował).
Tytułowy Eragon i debiutujący na ekranie Ed Speelers również wypadli bardzo dobrze. Aktor przekonał mnie do swojej roli.



Murtagh również nie wypadł źle. Wyglądał jak najbardziej jak powinien, a grał, cóż, co prawda do grania nie miał za dużo ale jak już to następowało to było widać, że wie co robi i po co tu jest.
W przeciwieństwie do reszty. Dajmy taką Arye. Zupełnie nie pasowała mi do tej roli. Wybrano chyba ostatnią osobę, która mogłaby zagrać tą elfkę.  Jednak przeżyłabym to, gdyby jeszcze przekonała mnie do swojej roli. Niestety, nie udało się jej to. Patrząc na nią miałam wrażenie, że patrzę na zagubioną ośmiolatkę, szukającą mamy. Zresztą nie ma czarnych włosów. 
Galbatorix. Ciesze się, ze pokazali go w filmie, bo w książce musimy czekać na to do połowy 4 części(w Polsce II tomu 4 części). Choć wybór Johna Malkovicha do tej roli była świetna to niestety nie spisał się on. W sumie przekonał mnie tylko w ostatniej scenie, kiedy z wściekłości rozdarł mapę.
Durza, Durza...co oni ci zrobili?


wygląda jakby włosy przefarbował farbą plakatową i przed chwilą jadł czekoladę i nie zdarzył wytrzeć ust. 

O wyglądzie Angeli nie wspomnę. Pomnę jej kolor włosów, no ale...
zrobili z niej jakąś nawiedzoną wiedźmę, mieszkającą na bagnach. W dodatku pozbawioną źrenic. I mówi o sobie w trzeciej osobie...

Dobra, koniec z znęcaniem się nad aktorami. Czas przejść do sedna, czyli do zgodności z książką.

Nieraz oglądałam już filmy/przedstawienia/ sztuki czy co tam jeszcze chcecie i nigdy nie miałam takiego wrażenia, jakby reżyser nie wiedział o czym robi film. Oglądałam go 2 razy i ciągle mam to samo uczucie. Tego filmu nie można nazwać ekranizacją, czy nawet adaptacją. Jest po prostu czymś co ma ten sam tytuł, te same nazwy...i tyle. 
A oto długa lista tych niezgodności, gdzie pewnie nie ma nawet polowy:
-Eragon ma 17 lat, a nie 15(w sumie to najmniej ważna rzecz)
-w momencie kiedy Eragon zostaje jeźcem wszyscy zainteresowani(król, Brom. Arya) wiedza, ze się takowy pojawił. Co w przypadku Aryi i Broma można pominąć, ale zmienia wszystko w przypadku Galbatroixa. W końcu  o to chodziło, żeby król jak najdłużej o nim nie wiedział
-brak Solembuma. Bo po co? Komu jakiś koto-podobny zwierz, który przepowiedział istotne rzeczy Eragonowi? 
-Angela przepowiedziała Eragonowi krótkie życie, co było totalnie bez sensu i mijało się z książką
-Sloan okazał się miłym panem w średnim wieku, który nie chce tylko problemów. Nie zdradził też głównego bohatera, tylko był torturowany
-Z kolei to Brom nazywa siebie zdrajcą i mówi o wielkiej hańbie jaką się okrył. Dlaczego? Bo zabił zdrajce i przez to jedynym smoczym jeźdźcem jest król. Pozbawione sensu. A mówią, ze to kobiet nie da się zrozumieć 
-Arya zdradza Eragonowi, ze jest elfią księżniczką, co w książce miało miejsce w drugiej czy trzeciej części
-Brom zabija Ra'zaca, dla niepoinformowanych dodam, że śmierć tego stworzenia miała nastąpić w trzeciej części, nie bez powodu zresztą
-Brom chce zaprowadzić Eragona do Vardenów, co również jest trochę bez sensu
-Murtagh wie gdzie są Vardeni, co jest jeszcze bardziej bezsensu, bo gdyby tak każdy o tym wiedział, to długo by nie pożyli. Co więcej, nie ma nic przeciwko żeby się tam udać
-Murtagh nie ratuje Eragona i resztę przed Ra'zacami tylko po prostu zjawia się w pobliżu i oznajmia, ze chętnie zostanie ich przewodnikiem. Nasz bohater natomiast okazuje się na tyle inteligentnym, ze się zgadza. Kij z tym, że jest ścigany po całym kraju przez króla i inne stwory, które chcą go zabić. On sobie zaufa pierwszemu lepszemu, który powie, ze zna góry

Jedną z rzeczy, które powodowały u mnie nagłe wybuchy śmiechu jest język. 
Czasem normalny, a czasem jest to pseudo-słownictwo z XII wieku. Co więcej czasem naprawdę trzeba pogłówkować nad tym co powiedział bohater np.
''To trudniejsze niż się wydaje, prawda?''
''Ale ty jesteś gotowa''

Aktorzy używają czasem tak błędnie skonstruowanej składni, ze mówią już jakimś odrębnym, wymyślonym językiem. Nie ma tam żadnej składni, ładu...a i wyrazów czasem brakuje.
''Ich siła, nas niewielu''
Ale to jeszcze nie koniec. Czasem jakaś postać postanowiła w ważnym momencie mówić rymami. 
Eragon w prawdziwym życiu byłby poetą:
''Pod niebo leć,
czeka nas wolność albo śmierć''

Jest jeszcze jeden zasadniczy problem. Książka Paoliniego była bogata w magiczne stworzenia. 
Natomiast tu dostajemy samych ludzi plus mumie. Oglądanie przypominało zabawę w ''Znajdź 5 różnic podobieństw''.
Na ekranie Arya jest jedynym elfem, którego widzimy z bliska, więc trudno powiedzieć czy choreograf nic sobie nie robił, że ta postać jest elfką, czy po prostu Arya jest upośledzonym elfem bez spiczastych uszu.
Pierwszy raz oglądając pierwsze spotkanie naszych bohaterów z Varderami zastanawiałam się gdzie wcięło krasnoludy. Czekałam cierpliwie, jednak do końca filmu żaden się nie pojawił. Dopiero później się dowiedziałam, że owszem były, jednak miały wzrost normalnych ludzi. 
Ale to jeszcze nie było najgorsze. O ile krasnoludy i elfy występują w co drugim filmie fantasy to były tu również żyjatka, które pojawiają się tylko w Algaesii. Dajmy na to takie urgale. W książce miały rogi i zgodnie z opisem wyglądały mniej więcej tak


A w filmie? 


Bez komentarza....

Wcale nie lepiej prezentują się Ra'zacowie, W książce miały dzioby:


A w filmie, były to...mumie. Po prostu mumie. 


A jak się miał smok? 
Całkiem nieźle, gdyby nie jego pierzaste skrzydła....i to, ze dorósł w ciągu 30 sekund.

To nie koniec. Jeśli już przy wyglądzie jesteśmy to nie można pominąć Zar'roca, czyli miecza Morzana.
W filmie wyglądał jakby pomalowano go plakatówką(znowu...)na przedstawienie w przedszkolu. I niech mi ktoś powie, co w jego głowicy robił niebieski kamień? Czyżby smok Zaprzysiężonego był dwukolorowy?

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze zbyt szybka akcja. Niby to film przygodowy, wiec powinno to być plusem, ale reżyser przegiął. Z jednego wydarzenia wpadamy w drugie, trzecie i napisy końcowe. Zresztą czego się spodziewać po kimś kto reżyseruje głównie filmy dokumentalne? 
Z nawyku przedstawił tylko fakty.

Za to efekty specjalne były nawet niezłe. Szału nie było, ale tragedii też nie.
No i plus za sceny lotów, które były świetne. Jednak najlepsza z tego wszystkiego była muzyka. To coś co ratuje ten film.

Podsumowując: Kiedy pierwszy raz oglądałam ''Eragona'' uważałam go za fatalną ekranizację, ale całkiem przyjemny film, który można oglądnąć bez czytania książki, na odstresowanie. Dziś jednak po zobaczeniu dużo więcej produkcji stwierdzam, że ten film jest beznadziejny pod każdym względem(oprócz muzyki). I ostatnią rzeczą jaką bym zrobiła to poleciła go komukolwiek.
Jeśli już komuś chodzi po głowie zamiar zobaczenia tego ''dzieła'' to radzę oglądnąć trailer. Zawiera wszystko, dużo nie stracicie no i zaoszczędzicie czas.  Chyba, że chcecie się odmóżdżyć, albo po wyżywać.
Na pewno odradzam go tym, którzy książek przeczytali i są fanami ''Dziedzictwa'', naprawdę nie warto. Jeśli miałabym oceniać książkę pod względem zgodności z papierową wersją to od 0 do 10 dałabym jej -50.



Mam nadzieje, że zbytnio nie Was nie zanudziłam :) W piątek wyjeżdżam, więc kolejnej recenzji spodziewajcie się dopiero w marcu.
Pozdrawiam,
DoXxil

4 komentarze:

  1. Skoro ten film taki beznadziejny, to ja bez żalu odpuszczam go sobie, tym bardziej, że za fantastyką zbytnio nie przepadam.

    OdpowiedzUsuń
  2. ojjjj....... strasznie mi przykro, że tak się zawiodłaś!
    jednak czasem to wyobraźnia jest naszym najlepszym sprzymierzeńcem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem fanką książki i z bólem serca stwierdzam, że film ani trochę nie zachęca do jej przeczytania. Mogę przymknąć oko na pewne rzeczy, ale postać Aryi... JEDEN WIELKI WNERW! Czytając powieść, czułam cudowne napięcie między nią a Eragonem. Była kobietą, do której poczuł coś niesamowitego. Próbował przekonać ją o szczerości swoich uczuć, choć myślę, że w głębi duszy wiedział, iż ich miłość nigdy nie będzie możliwa. W filmie elfka po prostu się do niego bezczelnie zalecała!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    Kiedyś przymierzałam się do przeczytania tej serii, potem minął czas i zapomniałam o tym. Ale po przeczytaniu Twojego posta skłaniam się ku przeczytaniu. Bo jakoś wolę najpierw przeczytać książkę, a potem obejrzeć film.

    OdpowiedzUsuń